Blog: Na wygnaniu
23/24 maja 2007 godz. 4.00 rano
Powszechnie uważa się, ze system zdrowotny w UK nie działa jak powinien. Lekarze i pielęgniarki wierzą święcie w siłę paracetamolu i na każdą dolegliwość polecają właśnie ten specyfik. Dla kontrastu w Polsce wypisuje się antybiotyk „na wszelki wypadek” i to najlepiej taki „o szerokim spektrum” działania.
Polacy na Wyspach niespecjalnie wierzą w edukację i doświadczenia tutejszych pracowników służby zdrowia. Dziś w nocy córka mojej kuzynki dostała temperaturę 41 i drgawki. W desperacji zadzwoniłam po pogotowie. Ku mojemu zdziwieniu Pani z Emergency Services zadzwoniła do drzwi zanim zdążyłam odłożyć słuchawkę! Pani ratowniczka przyjechała małą osobową karetką. W karetce w UK nie ma lekarza – są za to odpowiednio przeszkoleni ratownicy medyczni. Po chwili przyjechał duży ambulans z dwiema Paniami ratowniczkami – i pojechaliśmy tym ambulansem do szpitala (Kasia, jej mama i ja). Na izbie przyjęć, też tylko pielęgniarka. Sprawdziła temperaturę, ciśnienie, wagę Kasi i pobrała próbki do badania, potem podała lek na obniżenie gorączki. Po dziesięciu minutach przyszła i powiedziała, że wyniki badań wskazują na infekcję układu moczowego i za chwilę przyjdzie lekarz.
Lekarz (dlaczego nie spotkałam go wcześniej?!!) faktycznie przyszedł, zbadał Kasię, pożartował i przyniósł antybiotyk. Nie, właśnie nie receptę, tylko gotowy lek. Za leki dla dzieci, kobiet w ciąży, i innych chorych, tutaj się nie płaci.
Wróciliśmy do domu taksówką nad ranem. Wyjrzałam przez okno i obserwowałam lisa, który spokojnie grzebał w śmieciach na środku ulicy. Jak to jest, że tutaj system działa a nas nie? Dlaczego u nas lekarze strajkują i walczą a tutaj pacjent nawet leki dostaje za darmo?
Teraz Kasia czuje się dobrze. Jaka puenta z tej historii?
Może, po pierwsze, Polacy na Wyspach powinni zaufać tutejszej służbie zdrowia? Lekarze nie są tu tak przemęczeni jak w Polsce. Szpitale mają fundusze na badania chorych. Ratownicy i pielęgniarki wykonują swoją pracę szybko i profesjonalnie. Lekarz dostaje za swoją pracę godziwe wynagrodzenie więc nie musi pracować tylko dla idei – wiedziony przysięgą Sokratesa.
Po drugie, na pewno występuje pewna bariera językowa – dorośli Polacy boją się rozmawiać po angielsku, boją się, że nie zrozumieją pytań i nie będą potrafili na nie odpowiedzieć. Dzieci nie mają takiego strachu. Dygocząca Kasia odpowiadała na pytania z cudownym angielskim akcentem. Inna sprawa, że nie ma tutaj purystów językowych. Nikt nikomu nie poprawia błędów – najważniejsza jest komunikacja. W Polsce może również forma językowa przestanie być taka ważna, gdy zaczną nas leczyć lekarze z innych krajów? Bo nasi, zaufani, najlepsi na świecie lekarze, wyjadą za chlebem i godziwym życiem.
P.S. Ja wracam – już wkrótce.